Łączna liczba wyświetleń

30.08.2012

4th


Do pokoju weszła zdezorientowana. Justin zachowywał się dziwnie i przez niego tak jak już mówiła swojej przyjaciółce – czuje się niepewnie. Nie mogła powiedzieć, że Go polubiła bo znała zaledwie dwadzieścia cztery godziny a mimo to zdążył już jej zaimponować. Uwielbiała umięśnionych i utalentowanych facetów z nutką tajemniczości. On taki był co podobało się Vanessie pod wieloma względami.
Zamknęła drzwi i usiadła na łóżku po drodze zabierając laptopa z biurka. Odpaliłago i rozpoczęła swój spacer po sieci. Jak to miała w zwyczaju sprawdzała wszystkie aktualne i popularne strony plotkarskie, porozmawiała z przyjaciółmi na komunikatorze skype oraz obejrzała nowy odcinek jej ulubionego serialu. Tak nastał wieczór a do domu wróciła Elle wraz z Bruce’m. Odczuwając głód powoli zeszła po schodach do kuchni gdzie dopadł ją zapach kurczaka. Uśmiechnęła się pod nosem na myśl o jej ulubionym daniu i stanęła obok blondynki, która nalewała soku do szklanek.
- Zajmij miejsce a ja przyniosę kolację. – odezwała się kobieta wręczając tacę z napojem córce. Kiwnęła głową i wolnym krokiem weszła do jadalni. Znów odczuła to dziwne napięcie pomiędzy Justinem a Bruce’m. Znów gdy pojawiła się w pobliżu ich rozmowa podejrzanie ucichła. Udała, że nie zauważyła co zaszło i zajęła miejsce naprzeciwko chłopaka i zaczęła wpatrywać się w jeden punkt na stole.
- Nie masz nic przeciwko aby to Justin zawiózł Cię jutro do Los Angeles? – spojrzała na mężczyznę po czym pokiwała przecząco głową posyłając mu delikatny uśmiech. Wzięła szklankę z sokiem i upiła łyk cieczy spoglądając na rodzicielkę, która stawiała kurczaka na stole. Każdy nałożył sobie porcję i w ciszy skończyli posiłek.
- Posprzątam. – powiedziała gdy matka brała wszystkie talerze ze stołu. Elle posłała jej ciepły uśmiech i ucałowała w czoło a następnie  skierowała się w stronę sypialni gdzie czekał już na nią Bruce.
- Pomóc Ci? – podskoczyła gdy poczuła jego oddech na swojej szyi powodując upuszczenie talerza na zimne kafelki.
- Wystraszyłeś mnie. – westchnęła ciężko schylając się po kawałki szkła.
- Ja to zrobię. – nachylił się i pozbierał wszystko z podłogi a potem wrzucił do śmietnika.
- Dzięki. – wstała i poprawiła swoją spódniczkę. Poszła do jadalni i zabrała resztę naczyń ze stołu wsadzając do zmywarki.
Szatyn obserwował każdy jej ruch, bardzo mu się podobała.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – mruknęła spoglądając w jego stronę.
- A tak. – uśmiechnął się i oparł o blat szafki krzyżując ręce na piersi.
- Peszysz mnie. Jeśli nie masz powodu nie rób tego. – wychodząc z kuchni zaczepnie trąciła go ramieniem.
Rano obudził się dosyć wcześnie. Wziął szybki prysznic i nie czekając na czerwonowłosą zjadł śniadanie i odbył ponownie rozmowę z ojcem. Za każdym razem coraz bardziej irytowało go zachowanie Bruce’a.
- Dziś jak wrócę z LA zabieram El na kolację. Nie czekajcie na nas. – kiwnął głową i odkładając talerz do zmywarki ucałował blondynkę w policzek a następnie biegiem ruszył do pokoju ponieważ dochodziła godzina odjazdu.
Krzątał się po pomieszczeniu nie bardzo wiedząc czy dobrze zrobił dzwoniąc wczoraj do swoich ludzi. Wiedział, że dziś może to spowodować poważne konsekwencje dlatego na biały t-shirt założył kamizelkę kuloodporną, którą wyciągnął z dna szafy a następnie do pasa przypiął pokrowiec wraz z bronią. Tego dnia była mu niezbędna. Męcząc się z zapięciem kamizelki obrócił się w stronę drzwi i zaklinał pod nosem gdy nie mógł sobie z tym poradzić.
- Co to jest? – na dźwięk jej głosu gwałtownie obrócił się do niej plecami szybko zarzucając czarną bluzę na plecy, udał stoicki spokój choć zawahał się co jej powiedzieć.
- Po zmroku w okolicy robi się niebezpiecznie a my będziemy wracać dość późno. – przymrużyła lekko oczy i wyszła z pokoju kierując się do siebie.
Widząc jej reakcję wzruszył tylko ramionami i dokończył walkę z kamizelką. Gdy mu się udało zgarnął kluczyki ze stolika i torbę, w której miał potrzebne rzeczy na zajęcia a następnie wyszedł zamykając drzwi. Zapukał do pokoju Nessy po chwili słysząc cichutkie „proszę” wszedł. Ona akurat kończyła pakować rzeczy potrzebne do tańca. Gdy zorientowała się, że szatyn patrzy w jej stronę zawiesiła torbę na ramieniu i wyszła zostawiając go samego.
Nie czuła się komfortowo podczas jazdy z Justinem do Los Angeles. Wciąż przed oczami miała broń, którą miał przypiętą do pasa. W trakcie podróży co chwilę kierowała swój wzrok w tamto miejsce. Tak jakby czegoś wyczekiwała.
- Jesteśmy. – wyrwał ją z transu posyłając jej ciepły uśmiech. Odpowiedziała tym samym i wyszła z pojazdu zatrzaskując drzwi.
- Cały ten budynek jest Bruce’a? – spytała. – To znaczy… twojego ojca?  - Justin kiwnął głową i przepuszczając ją w wielkich szklanych drzwiach weszli do środka.
Budynek był ogromny. W holu było mnóstwo miejsca a dominującymi tam kolorami była czerwień, żółć i pomarańcz. Po prawej stronie niedaleko windy była tak zwana „recepcja” gdzie rodzice potwierdzali przybycie swoich pociech na zajęciach.
Za biurkiem siedziała kobieta około czterdziestki i notowała coś w laptopie. Gdy zauważyła szatyna posłała mu uśmiech i wstała podchodząc.
- Dzień Dobry Justin. – przytuliła chłopaka na powitanie.
- Witaj Charlotte. – uścisnął kobietę.
- Ty musisz być Vanessa. Bruce mówił, że przyjdziesz. – podała dziewczynie rękę, którą ona uścisnęła.
- Dzień Dobry.
- Czeka na Was w gabinecie. – Justin wskazał Montgomery na windę po czym weszli do niej. Nacisnął odpowiedni przycisk i spojrzał na Vanessę. Nie była chętna do rozmowy. […]
Gdy Nessa podpisała wszystkie dokumenty szatyn zabrał ją na salę gdzie czekała na nich grupa dziewięciolatków.
- Cześć Justin. – powiedzieli wszyscy chórem widząc uśmiechniętego chłopaka. Machnął im ręką i pokazał na czerwonowłosą.
- To jest Vanessa. Od dziś będzie Was uczyć a ja będę jej pomagać tak długo na ile mi pozwoli. – uśmiechnął się znacząco do dziewczyny, która przewróciła teatralnie oczami i pokręciła głową.
- Cześć dzieciaki. Naprawdę cieszę się, że będę mogła się Wami zajmować na tego typu zajęciach.
Dziewczyna świetnie bawiła się na pierwszych zajęciach z dziećmi, poznając ich i śmiejąc się z wygłupów Justina. Gdy wszyscy się rozeszli została wraz z chłopakiem, który po chwili wyszedł gdzieś i wrócił chwilę później przebrany w białą koszulkę na ramiączkach, czarne spodnie z adidasa i białe buty za kostkę. Spojrzała na niego pytająco na co on uśmiechnął się i tanecznym krokiem podszedł do niej.
- Idź się przebrać. Pokażę Ci kilka kroków. – zaśmiała się pod nosem i pobiegła do szatni gdzie przebrała się w przyszykowane rzeczy. Założyła neonowy różowy top, który idealnie zakrywał jej piersi i odsłaniał jej niesamowicie płaski brzuch oraz czarne pumpy z długimi nogawkami a na stopy założyła również białe buty za ostkę. Włosy związała w wysoki kucyk i tak weszła do Sali gdzie już rozgrzewał się Justin. Przegryzła wargę widząc jak robił pompki, podobał jej się taki widok.
- Gotowa? – spytał wstając.
- Oczywiście. – chłopak podszedł do radia, które znajdowało się w Sali i włączył go.
Tańczyli oboje już dobre kilka godzin zapominając o bożym świecie. Byli tylko Oni. Z każdym ruchem Justin pociągał ją jeszcze bardziej i z wzajemnością. Ruszali się płynnie tak jakby nie mieli granic. Przez chwilę nawet zapomniała o jego niebezpiecznym uzbrojeniu jakie miał w szatni. Bawili się świetnie, śmiejąc się i wygłupiając rozeszli się na sam koniec do szatni i przebrali. W dobrych humorach opuścili budynek żegnając się z Charlotte, która właśnie zamykała wszystko wraz z ochroniarzami.
- Już późno, wracamy. – spojrzał na zegarek w telefonie i otworzył drzwi dziewczynie, która wsiadła do środka. Zajął miejsce kierowcy po czym poprawił pas z bronią tak aby Vanessa tego nie zauważyła. Spojrzał w lusterko i zauważył znajomą twarz. Nagle zrobiło mu się gorąco, wiedział że to muszą być Oni.
Przez całą drogę nerwowo spoglądał w lusterko przez co dziewczyna zorientowała się, że coś jest nie tak. Chciała coś powiedzieć, ale po chwili wjechali na podjazd. Zgasił silnik i wyszedł z auta rozglądając się niepokojąco.
- Stało się coś? – zapytała stając za nim.
- Idź do domu. – powiedział widząc podjeżdżający samochód.
- Ale…
- Idź do domu! – krzyknął odwracając się w jej stronę. Wystraszona podbiegła do drzwi, wyciągnęła kluczyli po czym podniosła je bo spadły jej co najmniej dwa razy. Gdy Justin widział, że weszła do środka podszedł do dwóch facetów i pokręcił przecząco głową.
- Mam miesiąc. – warknął.
- Mówiłeś, że przywieziesz ją dziś. – powiedział główny szef całej tej szopki. Vanessa przyglądała się wszystkiemu zza okna obok drzwi. Widziała jak szatyn nerwowo gestykuluje rękoma, od razu wiedziała, że coś się dzieje. Po chwili zauważyła, że sięga ręką pod bluzę zanim jednak to zrobił usłyszała kilka strzałów, krzyknęła z przerażenia a chwilę później ujrzała odjeżdżający samochód z ulicy i upadającego Justina na kolana. Wybiegła z domu jak najszybciej pojawiając się koło chłopaka. Obróciła go na plecy i zaczęła szukać śladów krwi.
- Justin! Justin! Obudź się! – spanikowana widząc krew na jego ramieniu szturchała aby się obudził.
Otworzył powoli jedno oko a potem drugie. Ujrzał najpiękniejsze oczy jakie tylko mógł kiedykolwiek ujrzeć. Uśmiechnął się lekko i spojrzał na swoje ramie.
- Nic mi nie jest. – rozpiął bluzę i wstał powoli za pomocą Nessy. Nic nie mówiąc wszedł do domu i biegiem ruszył do swojego pokoju. Montgomery nie była mu dłużna pobiegła za nim.
- Możesz mi do cholery wyjaśnić co to było?! – krzyknęła gdy doszło do niej co przed chwilą miało miejsce. Zdjął ostrożnie bluzę i spojrzał na swoje ramię krzywiąc się.
- Czy ktoś Ci już mówił, że zdajesz za dużo pytań? – poirytowany spojrzał na nią i westchnął.
- Czym ty się zajmujesz? – zignorowała jego pytanie.
- Zamknij się i pomóż mi to opatrzeć. – spojrzał na nią ponownie a ona ulegając wzięła od niego kilka gaz, wodę utlenioną oraz bandaż. W mgnieniu oka przeczyściła ranę i zabandażowała.
- Jeśli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy wiesz gdzie mnie znaleźć. – powiedziała i podeszła do drzwi. – Jeśli tylko będziesz potrzebował pomocy naprawdę zdołam Ci się pomóc Justin. – powiedziała i wyszła za drzwi.
- Takiej pomocy na pewno nie chciałabyś mi udzielić. – mruknął nie zdając sobie sprawy z tego, że dziewczyna wszystko słyszy. Zaskoczona tym co usłyszała poszła do pokoju naszykowała rzeczy do kąpania i zniknęła w łazience.
Justin położył się na łóżku patrząc się w sufit. Bolało go ramie i był wściekły na to, że nie dopilnował wszystkiego. Do pokoju nagle wszedł Bruce. Szatyn podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na ojca.
- Rozwaloną pięść mi wytłumaczyłeś, ale tego chyba raczej się nie da racjonalnie wyjaśnić. Nie uważasz? – stanął z założonymi rękoma i wpatrywał się w syna nie wierząc w to co widzi.
- Za dużo filmów żeś się naoglądał. – zaśmiał się pod nosem kręcąc głową.
- Słuchaj, nie pozwolę Ci skrzywdzić tej małej. – podszedł bliżej chłopaka i spojrzał mu prosto w oczy. Justin wiedział, że On nie żartuje.
- Kto Ci powiedział, że w ogóle chcę? – syknął i wstał mijając go poszedł do łazienki. Wszedł pod prysznic i uważając na opatrunek wykąpał się. Umył włosy i wyszedł. Czuł się trochę lepiej i nie zwracając uwagi na bolące ramię owinął się w pasie ręcznikiem i poszedł do pokoju. Na łóżku siedziała Vanessa.
- Nie wiem co kombinujesz, ale przerażasz mnie. – powiedziała.
- Jestem zmęczony. – rzucił i spojrzał się w okno by uniknąć jej wzroku. Trudno było mu udawać obojętnego. Nie po tym jak dziś razem zatańczyli.
Wyszła bez słowa zostawiając go samego z własnymi myślami. Wszystko potoczyło się nie tak jak myślał. 

 *

Rozdział strasznie mi się podoba a już o fabule nie wspomnę! 
A Wy co o tym myślicie? 
 

25.08.2012

3rd


Zaskoczony reakcją dziewczyny spojrzał na swoją dłoń i lekko się uśmiechnął. Pomyślał, że fajnie byłoby ją lepiej poznać. Mimo nagięciu zasad chciał aby otworzyła się nieco przed nim.
Wyszedł z kuchni i poszedł do pokoju. Ten długi dzień chciał zakończyć jak najlepiej. Wykąpał się po czym zrobił ponownie opatrunek a chwilę później w czarnych spodenkach i białej koszulce położył się do łóżka. Dopiero przyjechała a On już chciał wiedzieć o niej więcej niż wie do tej pory. Zaczarowała go swoją osobą i pomimo tego jak szybko wpakował się w kłopoty chciał by czuła się przy nim bezpiecznie. Z taką myślą zasnął.
Rano obudził się w złym humorze. Wstał z łóżka i poszedł do łazienki i wziął szybki prysznic. Wokół bioder owinął ręcznik i z mokrą głową wyszedł z pomieszczenia. Pod drzwiami siedziała Vanessa przez co lekko ją uderzył. Spojrzał się na dziewczynę po czym pomógł jej wstać.
- Przepraszam nie wiedziałem, że siedzisz pod drzwiami. – skomentował.
- Skąd mogłeś wiedzieć. Mogłam nie siadać pod samymi drzwiami.
Skrzywiła się i dopiero po chwili ujrzała gołą klatę szatyna. Przełknęła głośno ślinę i wślizgnęła się za drzwi, które po chwili Justin zamknął. Oparła się o nie i głośno westchnęła. Właśnie do niej dotarło co widziała, zagryzła dolną wargę i pokręciła głową by jak najszybciej zapomnieć o gołej torsie chłopaka, po którym ściekały krople wody. Zdjęła piżamę i wskoczyła pod prysznic. Waniliowy żel rozprowadziła po delikatnej skórze i napawając się zapachem zamknęła oczy. Gdy tylko to zrobiła zobaczyła obraz półnagiego Justina. Przemyła twarz wodą a nieszczęsny obraz zniknął. Stanęła na ręcznik zakręcając gorącą wodę. Wytarła się dokładnie i ubrała się w rzeczy, które ze sobą przyniosła. Czarne rurki oraz żółta bokserka ładnie ze sobą kompletowały. Rozczesała swoje czerwone włosy i wtarła w nie odżywkę. Nie susząc ich wyszła z łazienki zabierając ze sobą piżamę. Szybko weszła do pokoju i położyła ubranie na łóżku. Wsunęła na stopy puchate kapcie i zeszła na dół skąd wydobywał się zapach naleśników. Takie tylko mogła robić mama. Pomyślała i uśmiechnęła się pod nosem.
- Pięknie pachnie. – powiedziała zaciągając się niesamowitym zapachem.
- Dzień Dobry kochanie, usiądź zaraz będą gotowe. – Elle uśmiechnęła się do córki i wskazała na stół w jadalni gdzie siedział już Justin wraz z Bruce’m i zawzięcie o czymś rozmawiali. Gdy tylko się zbliżyła ich rozmowa ucichła. Przywitała się z ojcem chłopaka i zajęła obok niego miejsce.
- Vanesso jeśli chcesz jutro możesz zacząć swój pierwszy dzień w pracy. Rozejrzysz się i poznasz dzieciaki. Są wspaniałe, jutro około piętnastej będziesz mogła ze mną udać się do Los Angeles.
- Oczywiście, z miłą chęcią. – uśmiechnęła się i wstała ruszając do kuchni by pomóc matce.
Wzięła talerz z naleśnikami i zaniosła do jadalni. Postawiła na stole po czym zajęła swoje miejsce. Chwilę później wszyscy zajadali się wyśmienitym śniadaniem.
- Justin masz jakieś plany dzisiaj? – Elle spojrzała na chłopaka a ten pokręcił przecząco głową.
- Nie specjalnie. Czemu?
- Dziś w południe przyjedzie samochód dostawczy z meblami do salonu i komodą do przedpokoju. Odebrałbyś je?
- Oczywiście Elle, dla Ciebie wszystko. – uśmiechnął się do kobiety a ta posłała mu wdzięczne spojrzenie. Następnie spojrzała na swoją córkę.
- Jedziemy z Bruce’m do Los Angeles dlatego też byłabym wdzięczna abyście nie roznieśli domu. – mówiąc to pozbierała talerze i wsadziła je do zmywarki. Vanessa wzięła talerz z jeszcze sporą ilością naleśników i zaniosła do lodówki przykrywając szklaną pokrywką. – Wrócimy wieczorem. – Ucałowała w czoło Nessę, przytuliła Justina i wyszła z domu wraz z mężczyzną.
- No to zostaliśmy sami. – mrukną szatyn sprzątając po śniadaniu.
- Na to wygląda. – odpowiedziała zabierając dzbanek z sokiem do kuchni.
Spoglądał na nią co chwile gdy siedziała przed telewizorem i oglądała jakiś beznadziejny serial co jakiś czas śmiejąc się z poszczególnych kwestii. Naprawdę mu się podobała, ale prócz wyglądu miała to coś w sobie. Miała tą nutkę tajemniczości, która intrygowała zapewne nie jedną osobę. Odstawił pustą już prawie puszkę Red Bulla i ruszył w jej stronę. Usiadł obok niej na kanapie i cicho westchnął.
- Naprawdę chcesz uczyć te dzieciaki tańczyć? – ni stąd ni z owąd zadał pytanie, które wyrwało ją z transu. Spojrzała się na niego i zaśmiała cicho.
- Oczywiście. Uwielbiam dzieci wiec dlaczego nie?
Uśmiechnął się lekko na wspomnienie tamtych dni gdy to On zajmował się grupą taneczną swojego ojca.
- Mi się nie udało ich niczego nauczyć. Jestem cierpliwy, ale nie dałem rady. Oby Tobie się udało. – poklepał ją po ramieniu i z uśmiechem na ustach wstał z kanapy.
Jej oczy natychmiast się zaświeciły. Spojrzała na niego w taki sposób jakby chciała mieć go tylko dla siebie.
- T.. tańczysz? – wydukała patrząc na odchodzącego Justina.
- Od dziesięciu lat.
- Wow. – mruknęła.
- Jeśli chcesz pojadę jutro z Tobą. I tak jutro nie zaczniesz zajęć.
Kiwnęła głową na znak, że się zgadza i pobiegła do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła na łóżku. Wydawał jej się w porządku chociaż dalej nie rozumiała tych jego czekoladowych oczu. Czasem były w nich iskierki szczęścia gdy z nią rozmawiał a czasem patrzył się na nią tak jakby była największym złem na świecie. Jego oczy zdradzały wszystko. Tak przynajmniej jej się wydawało.
Gdy Vanessa pobiegła do pokoju wyjął telefon z kieszeni i wybrał dobrze znany mu numer. Po kilku sygnałach usłyszał ten okropny głos.
- Mogę ją dostarczyć jutro. Jadę do Los Angeles także mogę zmienić trochę kurs. – powiedział bez żadnych emocji. Usłyszał głośne westchnięcie i dźwięk stłuczonego szkła. – Co się dzieje? – czuł jak jego nogi nagle drętwieją i jeszcze bardziej wytężył słuch. Jednak odpowiedzi nie dostał, gdy połączenie zostało przerwane wziął swojego iPhone’a i rzucił o ścianę tak, że rozleciał się na kawałki.
Nie lubił gdy mieli przed nim jakieś tajemnice. W końcu był kimś ważnym – dostarczał towar! Nie powinni go tak ignorować. Wiedział, że jutro będzie jedyna szansa by ją dostarczyć a następnie uwolnić. Nie miał innego wyboru inaczej straciłby wszystko.
- Co się stało? – na schodach pojawiła się Nessa. Gdy zobaczyła jak wściekły stoi szatyn od razu się cofnęła zwracając swój wzrok na rozwalonego doszczętnie iPhone’a. Nie odpowiedział, najzwyczajniej w świecie wyszedł z domu trzaskając drzwiami. On już sam do końca nie wiedział jak to wszystko rozegrać. Najpierw zadzwonił i oznajmił, że ma towar a potem się rozmyślił. Teraz znowu to zrobił. Zaśmiał się pod nosem z własnej głupoty i zawrócił do domu. Miał plan.
- Co się tak gapisz? – spytał oschle gdy czerwonowłosa patrzyła się na niego z ciekawością w oczach.
Wzruszyła tylko ramionami i wróciła do pokoju. W jej głowie było mnóstwo myśli na temat chłopaka. Przecież był miły. Co mu odbiło? Co zrobiłam? Te pytania ją zadręczyły i mimo, że nie była nim zainteresowana to obawiała się, że zmienił co do niej zdanie.
Zaimponował jej tym, że tańczy od tak długiego czasu może to spowodowało, że tak się tym przejęła.
W południe zgodnie z tym co powiedziała Elle pod dom przyjechał wielki samochód dostawczy. Justin wyszedł z budynku i przywitał się z mężczyzną około czterdziestki. Podpisał odpowiednie papiery i wskazał miejsce gdzie mają wnieść poszczególne paczki. Wszystko to trwało niecałe dwadzieścia minut. Gdy odjechał wrócił do środka i zamknął drzwi. Przystanął na chwilę słysząc rozmowę telefoniczną Vanessy.
- Wiesz nigdy nie czułam się u mamy tak niepewnie jak teraz. – powiedziała z przejęciem co poruszyło Justina. Spowodował, że dziewczyna sama do końca nie wie czy jest tu mile widziana. Wszystko się poplątało, przecież chciał ją poznać! Nie chciał jej jutro zawozić i tak szybko jak podjął taką decyzję tak szybko się rozmyślił. Gdy dziewczyna wyszła z tarasu zobaczyła stojącego Justina w salonie.
- Podsłuchiwałeś? – zapytała z wyrzutem.
- Dopiero do domu wszedłem. – uśmiechnął się lekko.
- Nie ważne. – mruknęła i chciała wyminąć jego osobę jednak ten złapał ją za rękę aby ta stanęła z nim twarzą w twarz. – To boli wiesz? – warknęła.
- Przepraszam. – poluzował uścisk i uśmiechnął się. – Za to i za to co powiedziałem wcześniej.
- Nie ważne. Jestem tu jeden dzień a już widzę, że coś jest z Tobą nie tak. Nie wiem co i nie chcę wiedzieć, ale koleś… masz problem. – miała rację. Miał problem i to duży. Wszystko to wysysało z niego chęć życia. Pierwszy raz odkąd stał się częścią tego wielkiego przedsięwzięcia.
- No co ty nie powiesz. – szepnął widząc jak dziewczyna wchodzi po schodach a następnie zatrzaskuje za sobą drzwi do pokoju. 

*

Wiem, że trochę pomieszane, ale niestety musicie to przetrwać ponieważ już niedługo zacznie się coś między tą dwójką dziać. Obiecuję :) 


19.08.2012

2nd



Siedziała w pokoju przeglądając gazetę gdy ktoś zapukał do drzwi. Wydobyła z siebie cichutkie „Proszę” i wróciła do przeglądania czasopisma.
- Można? – uniosła głowę i spojrzała na chłopaka. Kiwnęła głową na tak i odłożyła gazetę.
- Coś się stało?
- Nie. Dlaczego miałoby się coś stać? – zadał pytanie po czym usiadł na krześle, które wcześniej odsunął od biurka.
- Nie wiem… dlatego pytam Ciebie.
Nie wiedział w zasadzie po co przyszedł. Chciał nawiązać bliższy kontakt by jak najszybciej zrealizować zamówienie, ale bał się, że go spławi i źle sobie o nim pomyśli. Nie odzywał się chwilę, zastanawiał się co tak naprawdę może jej powiedzieć.
- Zastanawiałem się… czy nie poszłabyś ze mną na jakiś spacer… albo coś. – powoli się jąkał nie wiedząc jak skleić normalne zdanie. Uśmiechnął się i podrapał po tyle głowy.
Wpatrywała się w jeden punkt na brązowym puszystym dywanie. Analizowała każde jego słowo. Nie była głupią, naiwną i łatwą dziewczyną. Nie pasował jej, za bardzo chciał ją poznać.
- Nie. – odpowiedziała stanowczo spoglądając na jego osobę. – Nie pójdę z Tobą nigdzie. Nie wiem co jest z Tobą nie tak, ale po prostu nie chcę się wplątać w kłopoty. To nie tak, że Cię nie lubię… po prostu jeszcze nikt nie starał się poznać mnie na siłę.
Zmarszczył czoło wsłuchując się w jej słowa. Chyba go rozgryzła.
- Podobasz mi się. – miał nadzieję, że było to kłamstwo. – Chciałbym Cię bliżej poznać po prostu.
- To się postaraj. – puściła mu oczko i schodząc z łóżka podeszła do pułki z perfumami. – Jak uznam, że będę gotowa wtedy Ci o tym powiem. – prysnęła się ulubioną wodą i wyszła z pokoju zostawiając go po raz kolejny zaskoczonego.
Co robię nie tak? Każda kolejna dziewczyna, którą poznawałem była nadzwyczaj łatwa. Dwa dni góra trzy i była moja. Potem same formalności i już jej nie było. Dziwne jak bardzo jest podejrzliwa. Z każdą minutą zastanawiam się czy jednak jest to dobry pomysł. Ma czerwone włosy co na pewno im się spodoba, ale nie mam pojęcia jak ją zdobyć! Jeez.
Wyszła z domu uprzednio informując domowników, że wychodzi na krótki spacer. Przechadzając się kolejnymi uliczkami trafiła pod dom Lourdes. Lourdes Leon – brunetka w jej wieku. Nie, to nie była córka znanej królowej Pop’u.
Zaprzyjaźniły się gdy Montgomery po raz pierwszy przyjechała do Calabasas odwiedzić swoją matkę. Od tamtej pory zawsze się ze sobą kontaktowały.
Niepewnie podeszła do wielkiej bramy, lekko nadusiła palcem na przycisk, który spowodował, że po chwili brama się otworzyła. Weszła powoli rozglądając się po podwórku. Tak dawno tu nie była. Nim się jednak zorientowała tonęła w objęciach swojej przyjaciółki, która wykrzykiwała jak bardzo za nią tęskniła.
- Mój boże Nessi! – powiedziała podekscytowana. – Wyczekiwałam Twojego przyjazdu! Dlaczego mi nie napisałaś? – zapytała z żalem patrząc się na przyjaciółkę. Ona tylko uśmiechnęła się przepraszająco i razem z brunetką ruszyły na tyły gdzie był ogromny basen.
- Jakoś nie miałam głowy do tego by napisać Ci wiadomość. – westchnęła. – Ale wiesz muszę przyznać, że dużo się tu zmieniło przez ten rok jak mnie nie było. – przyznała.
- Tak, muszę przyznać, że naprawdę dużo się tutaj zmieniło. Przeprowadziło się nawet tutaj kilku fajnych chłopaków. – poruszała zabawnie brwiami jak to zawsze miała w zwyczaju.
Vanessa wybuchła śmiechem widząc śmieszną minę przyjaciółki.
- Strasznie za Tobą tęskniłam wariatko.
- Ja za Tobą też Van.
Wysiadł z czarnego Range Rovera i ruszył w stronę starego magazynu na obrzeżach San Clemente. Głośno przełkną ślinę podchodząc do dwóch wysokich mężczyzn. Pokazał plakietkę po czym został przepuszczony w wielkich metalowych drzwiach. Wszedł do środka i skierował się w znanym mu już kierunku. Zapukał cztery razy i wszedł przez kolejne tym razem niewielkie metalowe drzwi. Na środku mrocznego pomieszczenia było biurko a za nim siedział łysy facet z grobową miną.
- Mam nadzieję, że przyszedłeś tutaj powiedzieć mi, że załatwiłeś to co miałeś załatwić. – powiedział nie odrywając wzroku od laptopa, na którym prawdopodobnie sprawdzał ilość towaru i obliczał czy wszystko się zgadza.
- Właściwie to… - przerwał zastanawiając się czy to aby na pewno jest dobrym pomysłem. Nerwowo poprawił bluzę i podszedł bliżej. – Ona się nie nadaje. – mruknął mając nadzieję, że da mu spokój.
- Słuchaj gnojku. – wstał i podszedł do niego niemalże tak blisko, że stykali się ciałami. Uniósł głowę – ponieważ był wyższy od niego co najmniej o dwadzieścia centymetrów. – Chcę ją. Jeśli mi jej nie dostarczysz zapłacisz za to. Czy to jest jasne?
Serce biło mu jak oszalałe. Nie bał się go bo wiedział, że nic mu nie zrobi. Mówiąc, że za to zapłaci miał na myśli krzywdę kogoś bliskiego. Był do tego zdolny, tak długo jak współpracują ze sobą mógł się przyglądać jak karał nieposłusznych dostarczycieli.
- Ile mam czasu? – zapytał po chwili zastanawiania.
- Miesiąc i ani dnia dłużej. – kiwnął głową i jak najszybciej mógł opuścił pomieszczenie a następnie magazyn. Wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon zatrzymując się dwa kilometry dalej. Wysiadł ponownie zostawiając silnik na chodzie i jak najmocniej mógł uderzył pięścią w maskę samochodu.
- Szlak! – wściekły jak jeszcze nigdy usiadł na ziemi wyzywając siebie pod nosem.
Miał problem, bo naprawdę widział, że dziewczyna na to nie zasługuje. Jednakże nie miał wyboru. Uciec nie ucieknie bo tak czy inaczej dorwie jego rodzinę albo nawet i samą Vanessę. Musiał stawić temu czoła i obmyśleć plan jak ją dostarczyć a później wydostać.
Wrócił do domu z rozwaloną ręką, wsadził ją do kieszeni i szybko po schodach udał się do pokoju. Wszedł do środka i powoli zdjął bluzę. Gdy się odwrócił na jego łóżku siedział ojciec. Spojrzał na niego i pokręcił głową.
- Co Ci się stało z ręką? – zapytał tak jakby nie znał odpowiedzi.
Wiedział, że gdy tylko się zdenerwuje wali pięściami we wszystko co popadnie. Nie wiedział w czym siedzi jego syn, ale uporczywie próbował się dowiedzieć.
- Wkurzyłem się. – mruknął.
- To wiem, ale chciałbym poznać powód.
- Nie mam piętnastu lat tato. Daj mi spokój. – podszedł do szafki, w której zawsze trzymał zapasowy bandaż. Wyjął go i owinął wokół dłoni.
- Obiecałem, że porozmawiamy później.
- Ale ja nie chcę z Tobą rozmawiać rozumiesz?! Od śmierci mamy w ogóle nie rozmawialiśmy i wolałbym aby tak zostało! – krzyknął.
Miał dosyć ciągłego nalegania. Kochał Bruce’a, ale nie miał siły już odmawiać i podawać fałszywe powody, dla których nie chce wdawać się z nim w dyskusję.
- Chcę Ci pomóc. – wstał i podszedł do syna. Złapał go za ramię i spojrzał na jego twarz. Pokręcił przecząco głową. – I Ci pomogę.
Zostawił zdezorientowanego Biebera na środku pokoju. Będąc na schodach usłyszał przekleństwa wydobywane z ust chłopaka. Wiedział, że On tego nie chce, ale jeśli nie ojciec.. to kto miał mu pomóc wyrwać się z tego bagna, w którym siedzi?
- Porozmawiałeś z nim? – podeszła zatroskana blondynka do Bruce’a i usiadła mu na kolanach spoglądając na jego smutną twarz. Pokręcił przecząco głową i głęboko westchnął.
- Minęło dziewięć lat a On dalej nie chce rozmawiać. Już nie wiem co mam z nim zrobić.
- W końcu mu przejdzie. Zobaczysz. – ucałowała w czoło Bieber’a i włączyła telewizor. Po chwili oboje zagłębili się w jakieś dennej komedii z głupimi aktorami.
Po raz kolejny mówiła Lourdes, że nie ma ochoty iść na spotkanie z całą watahą znajomych. Nie była przygotowana i powoli zaczęła odczuwać zmęczenie związane z długą jazdą. Po dłuższych namowach udało jej się wymigać od spotkania i przełożyć je na inny dzień. Pożegnała się z Leon i biegiem ruszyła do domu matki gdzie chciała jak najszybciej wylądować na łóżku i zapaść w sen.
Przekroczyła drzwi wejściowe i weszła do salonu. Na kanapie siedziała Elle z Bruce’m oglądając jakąś komedię. Powiadomiła ich, że już wróciła i poszła do kuchni z zamiarem nalania sobie soku do szklanki. Tam zastała Justina trzymającego woreczek z lodem na swojej lewej dłoni.
- Coś się stało? – zapytała sprawiając tym samym, że chłopak aż podskoczył.
- Jeez, nie strasz mnie. – mruknął spoglądając na jej lekko przerażoną minę. – Nic takiego, mały wypadek. – odpowiedział przyciskając mocniej lód do dłoni. Syknął z bólu powodując, że Montgomery błyskawicznie się przy nim pojawiła.
- Daj. – powiedziała zabierając mu woreczek z prawie już rozpuszczonymi kostkami lodu. Przyjrzała się jego dłoni i przymrużyła lekko oczy kręcąc głową z niedowierzaniem. – Widzę, że również masz taki kiepski nawyk.
Zaskoczony jej słowami spojrzał na nią z ciekawością w oczach. Gdy uśmiechnęła się do niego uznał, że posłała mu najpiękniejszy uśmiech jaki tylko mogła komukolwiek podarować.
Wyciągając z szafki apteczkę wyjęła wodę utlenioną i kilka gaz oraz bandaż. Polała rozcięcia płynem sprawiając, że szatyn niemalże odskoczył od niej jak oparzony. Nałożyła gazy po czym owinęła mocno bandażem, ale tak aby mógł swobodnie ruszać palcami. Gdy skończyła schowała wszystko na właściwe miejsce i poklepała chłopaka po ramieniu.
- Nie trzeba było. Dziękuję.
- Proszę. – zadowolona z siebie wyjęła sok z lodówki po czym napełniła nim szklankę. Odstawiła karton na miejsce i wyszła z kuchni kierując się do swojego pokoju. Nie chciała znać powodu, dla którego to zrobił. Nie była nim ani trochę zainteresowana. 


Miał być ok. 22 ale się nie wyrobiłam. 

18.08.2012

1st


Przed wyjazdem zawsze wariowała. Latała od znajomego do znajomego, od przyjaciółki do przyjaciółki i tak było w kółko w każdy ostatni dzień sierpnia. Wszyscy musieli się jednak pogodzić z tym, że Vanessa Montgomery uwielbia wyjeżdżać do swojej matki i nikt ani nic jej przed tym nie powstrzyma. Nessa była niską z natury brunetką uwielbiającą taniec i śpiew. Od niedawna interesowała się aktorstwem i czasem też fotografią. Była zmienną dziewczyną i prowadziła dosyć ciekawe życie. Nie lubiła się uczyć – nauka dla niej była czymś czego nigdy nie da rady sobie przyswoić. Mimo to jak bardzo tego nie lubiła to chętnie poznawała nowe rzeczy związane z tym czym się interesuje. W związku z jej ciekawym dotychczas trybem życia przez ostatni rok nie miała ani chwili aby odwiedzić swoją rodzicielkę w Calabasas gdzie ta czekała z utęsknieniem. Nasłuchała się mnóstwo opowiadań o nowym mężczyźnie matki i jego potomku. Ponoć był przystojny – to uznała, że oceni sama.
Po kilku godzinach trafiła do ostatniego domu gdzie miała się pożegnać. Jak zwykle ta sama formułka. Kocham Cię, nie zapomnij o mnie! Pisz, dzwoń i rób cokolwiek tylko nie trać kontaktu! Widzimy się w połowie stycznia! Nie przepadała za pożegnaniami, ale to było już formalnością z jej strony. Gdy wyjeżdżała zawsze musiała strzelić krótką przemowę. Chciała być pewna, że o niej nie zapomną.
Wróciwszy do domu jeszcze raz uścisnęła ojca a następnie jego nową kobietę – Eve. Wpakowała ostatnią walizkę do bagażnika i zasiadła za kółkiem swojego czarnego Mercedesa. Odpaliła silnik i wyjechała z podjazdu. Otworzyła szybę i ostatni raz pomachała dwójce stojącej przed domem. Po raz pierwszy ruszyła sama do Calabasas. […]
Dotarła na miejsce półtora dnia później z powodu długich przystanków. Przed „willą” (bo jakżeby inaczej mogła nazwać chatę, która była jak połączenie dwóch domów o wielkości tego, w którym mieszkała w Chicago) czekała już na nią Elle wraz z Bruce’m. Wjechała na podjazd obok czarnego Range Rovera i wyłączyła silnik. Wyszła z pojazdu i pierwsze co rzuciła się w ramiona uradowanej Elle. Stały tak niedługo bujając się na boki i mówiąc jak to bardzo za sobą się stęskniły.
- Kochanie. – zaczęła blondynka. – Tak jak Ci opowiadałam, to jest Bruce. – wskazała dłonią na dobrze zbudowanego mężczyznę, który podszedł do niej w jednej chwili i przyjaźniej uścisnął.
- Miło mi Cię poznać, naprawdę cieszę się, że moja mama wreszcie jest szczęśliwa. – powiedziała i odwzajemniła uścisk.
- Staram się aby było jak najlepiej. – uśmiechnął się do czerwonowłosej i obejrzał się za siebie. – Mój syn, Justin. Trochę się spóźni… - powiedział a Vanessa tylko skinęła głową i weszła do domu gdzie od razu skierowała się do pokoju. Nic się nie zmieniło – te same niebieskie ściany i ta sama tapeta na jednej z nich. Uśmiechnęła się na wspomnienie jak tu dwa lata temu była i dokładnie w tym pokoju przeżyła swój pierwszy raz z chłopakiem. Rozstali się w przyjaźni i dalej utrzymują kontakt. To jedno z najpiękniejszych jej wspomnień tutaj.
Gdy rozejrzała się po pokoju wyszła z niego i ruszyła do samochodu gdzie zostawiła dwie walizki. Elle szykowała obiad a Bruce kończył czyścić basen. Nie chcąc odrywać ich od czynności, które wykonywali sama wzięła kluczyk od samochodu i wyszła z domu. Podeszła do auta, które stało tuż obok innego i otworzyła bagażnik. Wyciągnęła jedną walizkę i postawiła ją na podjeździe, tę samą czynność powtórzyła z drugą. Zamknęła bagażnik i wysunęła rączki po czym ciągnęła je za sobą w stronę drzwi.
- Czekaj pomogę Ci. – usłyszała zachrypnięty głos chłopaka. Odwróciła się i ujrzała przystojnego umięśnionego szatyna lekko uśmiechającego się do niej.
- Dziękuję, pomoc naprawdę się przyda. – odpowiedziała i oddała mu jedną z walizek.
- Nie ma sprawy. Justin. – podał rękę po czym Nessa uścisnęła jego dłoń.
- Vanessa. – jego usta wygięły się jeszcze bardziej. Otworzył drzwi i przepuścił ją w nich. Zabrał drugą walizkę i wniósł po schodach stawiając w jej pokoju.
- Dziękuję, nie poradziłabym sobie sama.
- Naprawdę nie ma za co. – nastała pomiędzy nimi krępująca cisza. Justin świdrował Nessę wzrokiem badając jej każdą część ciała. Miała na sobie przewiewną sukienkę koloru blado różowego a na niej naszytą cieniutką koronkę w tym samym kolorze. Widać było jej piękne długie nogi ozdobione czarnymi balerinami. Nie ukrywał, że miał na nią ochotę. – Widzimy się na obiedzie. – powiedział po chwili i wyszedł z pokoju zostawiając zaskoczoną Montgomery.
Wyszedł z pokoju dziewczyny i głośno westchnął. Spojrzał na zegarek, który miał na swojej ręce i ruszył prędko do swojego pokoju. Wyjął telefon z szuflady i wykręcił tak dobrze znany mu numer. Po kilku sygnałach odezwał się głos, który znał zbyt dobrze.
- Mam kandydatkę. – powiedział na wstępie i oczekiwał odpowiedzi.
- Jak wygląda?
- Czerwone włosy, długie nogi. Ładna i seksowna, na pewno będzie dobra.
- Chcę jej zdjęcie. Załatw mi je jak najszybciej. – nim zdążył się odezwać usłyszał dźwięk pikania w słuchawce co oznaczało zakończenie połączenia. Schował urządzenie z powrotem do szuflady i usadowił ociężałe ciało na łóżku. Robił to wiele razy to powinno być równie proste.
Wszystko mimo to, że wydawało się banalne wcale takie nie było. Nie mógł zrobić tego od tak. Musiał się do niej zbliżyć na tyle, aby jego zachowanie nie wzbudzało podejrzeń. Poziom trudności rósł ze względu na to kim była owa dziewczyna. Córka kobiety, którą naprawdę lubił a jego ojciec naprawdę kochał. Chciał mu powiedzieć czym tak naprawdę się zajmuje, ale nie mógł. Wiedział, że gdy tylko piśnie słowo – straci wszystko.
Puk.Puk.
- Proszę.
Zza drzwi wyłoniła się czerwona głowa dziewczyny. Uśmiechnęła się lekko do niego po czym weszła do pokoju.
- Obiad, kazali mi Cię zawołać. – powiedziała po czym razem z szatynem opuściła pokój.
Wydawał jej się w porządku. Dobrze ubrany, idealnie ułożone włosy, przystojny i w dodatku silny. Wiedziała, że chce go poznać – lubiła tego typu facetów. Jednak zważając na fakt, że nie była wtajemniczona w krąg randkowy wolała poczekać i zobaczyć czy to on zrobi pierwszy krok.
W jadalni był już Bruce z Ellą, czekali tylko na tę dwójkę. Jakie było zaskoczenie Vanessy gdy Justin odsunął jej krzesło by ta mogła usiąść! Była mile zaskoczona, nigdy wcześniej nie trafiła na tak dobrze wychowanego faceta.
- Smacznego.
Powiedzieli równocześnie i rozpoczęli posiłek. Po raz pierwszy w komplecie.
- Powiedz mi czym się interesujesz. – Bruce zawsze zadawał pytania, na które chciał dostać odpowiedź, która go zainteresuje. Chciał dowiedzieć się czegoś o tej dziewczynie – w końcu będą mieszkać ze sobą aż do Stycznia.
- Głównie aktorstwem, ale nie zagłębiam się w to ponieważ nie mam warunków by wykonywać to czym się interesuję. Lubię również tańczyć i robić zdjęcia. W zasadzie to na chwilę obecną tym się zajmuję. Aktorstwo zostawiam na inny etap życia. – uśmiechnęła się. Kątem oka dostrzegła zdezorientowany wzrok szatyna. Przymrużyła lekko oczy i sięgnęła po szklankę z sokiem.
- Tańczysz? To świetnie! Prowadzę studio tańca w Los Angeles, byłabyś zainteresowana prowadzeniem zajęć dla grupy od siedmiu lat do dwunastu? – spojrzała ze zdziwieniem na rodzicielkę i lekko rozchyliła wargi.
- Pan sobie żartuje! – krzyknęła nie dowierzając.
- Jaki Pan! Bruce.
Kiwnęła głową i uśmiechnęła się lekko widząc reakcję Elle.
- Oczywiście, nie wiem jak mogę panu dziękować!
- Nie musisz naprawdę. Już od jakiegoś czasu szukam kogoś, ale do tej pory nie było nikogo kto by się na tym znał. Myślę, że ty owszem.
- Naprawdę dziękuję, nie wiem co powiedzieć. – podekscytowana kończyła konsumować obiad, który przygotowała jej rodzicielka.
- Długo tańczysz? – w końcu głos zabrał szatyn. Spojrzał się na nią i wyczekiwał odpowiedzi. Wzięła łyk napoju i spojrzała na niego.
- Od siódmego roku życia. – powiedziała i biorąc ostatni kęs kurczaka odłożyła talerz do zmywarki.
- Kochanie jeszcze deser. – odezwała się Elle na co Nessa przytaknęła i zajęła ponownie miejsce obok Justina.
- Fajnie, jesteś wysportowana. – zaśmiała się pod nosem i ruszyła za rodzicielką, która poprosiła ją o pomoc przy deserze.
Siedział przy tym stole zastanawiając się nad całą tą sprawą. Dziewczyna była ładna. Czerwone włosy, które uwydatniały jej piękne malinowe usta. Miała dołeczki w policzkach, które tak bardzo uwielbiał u dziewczyn. Dlaczego akurat musi tak wyglądać? Zadał sobie jedno z najidiotyczniejszych pytań jakie kiedykolwiek sobie zadał. Przecież to oczywiste! Matka architekt, ojciec… w zasadzie nie wiedział o nim nic, ale przeczuwał, że dziewczyna nie oszczędza na kupowaniu kosmetyków do pielęgnacji ciała. Ignorował nawet ojca, który co chwile coś do niego mówił.
- Synu czy ty mnie w ogóle słuchasz? – podirytowany Bruce szturchnął chłopaka sprawiając, że spojrzał na niego.
- C… Co? – rozkojarzony spojrzał na ojca, który pokręcił przecząco głową.
- Pytałem się czy podoba Ci się Vanessa.
- Tato.. – jęknął przedłużając słowo.
- No co? Ojczulek chyba może się zainteresować tym czy syn ma jakieś niecne plany w stosunku do córki kobiety, z którą jest. – powiedział to w taki sposób, że szatyn domyślił się o co chodzi.
Westchnął cicho i poprawił się na krześle.
- Przestań ingerować w moje sprawy tato.
- Porozmawiamy później. – powiedział trochę ciszej widząc jak Elle z córką wraca z dwoma talerzami ciasta. Postawiły na stole i zajęły ponownie swoje miejsce.
- Wiesz kochanie wraz z Bruce’m myśleliśmy nad tym abyś wprowadziła się tutaj na stałe. – powiedziała blondynka spoglądając na Nessę. Uśmiechnęła się lekko i wzięła kawałek ciasta.
- Nie chcę stwarzać problemu naprawdę. Mamo wiesz, że przyjeżdżam do Ciebie we wrześniu i zostaję na święta i jadę w Styczniu. Chciałabym, ale nie chciałabym też zostawiać taty. – powiedziała niepewnie spoglądając na twarz rodzicielki.
- Rozumiem.
Po posiłku wzięła się za zmywanie naczyń. Czuła się zmęczona, ale wiedziała, że i tak nie zaśnie. Włożyła do zmywarki talerze, które przed chwilą przemyła i zamknęła ją. Oparła się rękoma o blat szafki i zamknęła oczy.
- Pomóc Ci w czymś? – usłyszała ten charakterystyczny głos. Odwróciła się i spojrzała na Justina, który po raz kolejny świdrował ją wzrokiem.
- Nie. Już skończyłam, ale dzięki. – posłała mu delikatny uśmiech.
Nastała krępująca cisza. On nie wiedział co powiedzieć, Ona z kolei nie wiedziała co się dzieje.
Pomyślał, że to najwyższy czas na wielką akcję.
- Jutro wieczorem jest impreza w Los Angeles. Miałabyś ochotę pójść?
- Nie chodzę na imprezy.
- W ogóle? – zapytał zdziwiony.
- W ogóle. Nie piję też alkoholu.
Spojrzał na nią nie dowierzając. Zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Każdy jest taki sam. Jeśli nie piję, palę i nie imprezuję to skreślają mnie od razu. Spoko, przyzwyczaiłam się do tego. – mówiąc to minęła go i skierowała się schodami do swojego pokoju. 

*

A ja Wam powiem, że bardzo Was kocham i rozdział następny jutro wieczorem;* 
 W razie czego tu jest numer blogowy:  35083972