Chwilę niezręcznej ciszy przerwał przedwczesny
powrót Elle oraz Bruce’a. Znowu pokłócili się o jakąś błahostkę, co tym razem
było Justinowi bardzo na rękę. Spokojnie mógł zostawić zdezorientowaną
dziewczynę w towarzystwie dwójki dorosłych nie obawiając się o jej
bezpieczeństwo. Sam zgarnął kluczyki oraz Paul’a i opuścił domostwo.
- No dobra, to teraz gadaj. – powiedział Paul.
- To skomplikowane. – odpowiedział wymijająco.
Zaczynało mu być wstyd, że tyle osób pogrążył.
- Zrozumiem, spokojnie. – wsiadł do czarnego
Range Rover’a Justin’a i zapiął pas. Szatyn zrobił to samo. Odpalił pojazd i
odjechał spod domu. Wszystko działo się bardzo szybko. Justin gubił się w tym
wszystkim. Z jednej strony chciał to zakończyć a z drugiej… bał się, że gdy to
zrobi skrzywdzą jego bliskich. – Powiesz mi w końcu?
Oprzytomniał. Jakby wybudził się z „transu” i
zjechał na pobocze. Zgasił silnik powodując, że auto zgasło i spojrzał na
kumpla.
- Tak bardzo mi ją przypomina. Nie sądziłem, że
do tego dojdzie.
- Musisz jej wszystko powiedzieć.
- Nie… nie mogę. Jak jej powiem to się wystraszy
i wróci do ojca. Nie chcę żeby się mnie bała. Prędzej czy później musieli
zrobić najazd na chatę.
- Odwieź mnie do domu. Dziś nocuję u Cambrii. –
tak jak powiedział tak Justin zrobił. Kilka ulic dalej mieszkała dziewczyna
Paul’a i dobra koleżanka Justina. Gdy odstawił chłopaka sam wrócił do domu. Gdy
wszedł do środka na schodach siedziała Vanessa i wpatrywała się w drewniane
drzwi.
- Wytłumacz mi to.
- Jest już późno. – mówił spoglądając na
zegarek. – Nie powinnaś już spać? Jutro mamy zajęcia w LA. – to co powiedziała
puścił mimo uszu. Nie chce jej nic mówić, nie teraz.
- Jesteś dziwny. Znam Cię zaledwie kilka dni… i
nie wiem czy wytrzymam do stycznia. – wstała i pobiegła do swojego pokoju.
Zdziwiła go jej reakcja. Nie tego się spodziewał.
Weszła do pokoju i trzasnęła drzwiami. Nie była
na niego zła, ale nie lubiła tajemnic. Zawsze miała obojętny stosunek do kogoś
kogo znała krótko. On był jednak inny. Biło od niego pewne ciepło, które ona
wyczuła już pierwszego dnia tutaj. Przez chwilę nawet przemknęła jej myśl, że
mogłaby tutaj zamieszkać na stałe. Ojciec ma kobietę „swojego życia” jak to
ujął więc dałby sobie radę bez niej. Ona byłaby szczęśliwa będąc tutaj, ale z
drugiej strony… tam ma przyjaciół.
Zmęczona dniem zgarnęła piżamę i wyszła z pokoju
kierując się do łazienki. Otworzyła drzwi i zamknęła je, gdy się odwróciła
poczuła falę gorąca, która oblała jej ciało. Przed nią stał Justin z obwiązanym
ręcznikiem w pasie. Cofnęła się i wpadła na drzwi. Poczuła jak jej twarz
przybiera kolor czerwony.
-
Przepraszam nie wiedziałam, że bierzesz prysznic. – wpatrywał się w nią przez
chwilę. Wyglądała tak uroczo z tymi czerwonymi rumieńcami. Szybko jednak wyszła
zostawiając go samego. Zaśmiał się cicho i drugim ręcznikiem wytarł jeszcze raz
włosy. Założył czystą bieliznę oraz spodenki, w których zawsze spał i wyszedł z
łazienki.
- Nic się nie stało. – powiedział gdy ta
próbowała znów coś powiedzieć. Dalej była czerwona, wyglądała pięknie. Ona
zawstydzona weszła do łazienki i zakluczyła drzwi. Odetchnęła z ulgą i podeszła
do lustra. Spojrzała w odbicie i lekko się uśmiechnęła. Była podekscytowana na
jutrzejszy dzień, pomimo tego co dziś się wydarzyło była naprawdę
podekscytowana. Znów zatańczy z Justinem.
Wszedł do pokoju i zmęczony położył się do
łóżka. Wiedział, że i tak nie zaśnie choćby nie wiadomo jak wyczerpany by był.
Miał za dużo myśli… co chwile jakieś nowe spekulacje co do tego wszystkiego.
Nie chciał popełnić tego samego błędu. Nie z dziewczyną, która przypominała mu
bardzo swoją ukochaną. Za dużo wtedy poświęcił. Abbey była dla niego szansą na
lepszą przyszłość, niestety. Jedno małe spotkanie zupełnie przez przypadek
zamieniło się w piekło. Zabrali ją.
Szybki prysznic orzeźwił ją i postawił do pionu.
Umyła starannie włosy i z ręcznikiem na głowie wyszła z łazienki wcześniej
wsuwając puchate kapcie na gołe stopy. Jej mama już dawno spała więc po cichu
zeszła po schodach i skierowała się do kuchni. Zapaliła światło i podeszła do
lodówki otwierając ją po chwili.
- Uwielbiam twoje nogi. – podskoczyła ze strachu
i odwróciła się. O framugę stał oparty Justin z lekkim uśmiechem na ustach.
Miała na sobie krótkie spodenki i niedługą koszulkę na ramiączkach. Jej długie
i zgrabne nogi podobały się wielu facetom. Nie odezwała się ani słowem.
Wpatrywała się w szatyna bardzo uważnie. Nie wiedziała do czego zmierza. –
Wiesz… przypominasz mi kogoś. – powiedział podchodząc do niej bliżej. Był bez
koszulki co bardzo rozpraszało dziewczynę. Nie wiedziała co zrobić wpatrywała
się na zmianę to w jego oczy, to w jego klatkę piersiową. Gdy ponownie
spojrzała w jego oczy stał już na tyle blisko, że stykali się swoimi ciałami.
Była od niego niższa o głowę, nachylił się nad nią po czym na swoje usta
przybrał ten doskonale jej znany cwaniacki uśmieszek. Wyciągnął rękę w stronę
trzymającego przez czerwonowłosą kartoniku z sokiem i nalał jego zawartość do
dwóch szklanek. Ukradkiem spojrzał na
dziewczynę, stała nieruchomo i wciąż wpatrywała się w Justina. Zaśmiał się pod
nosem i podał jej szklankę. – Dobranoc. – rzucił i ruszył w stronę swojego
pokoju.
Vanessa nie wiedziała do końca co się stało, czy
dobrze usłyszała? Co miał na myśli? Z tymi pytaniami wróciła do pokoju i
położyła się spać. Jednak nie tak łatwo przyszedł jej sen. Wierciła się, albo
było jej za gorąco, albo za zimno. Łóżko wydawało się niewygodne, a poduszka
była za twarda. Poirytowana wstała i wyszła na palcach z pokoju. Zeszła po
schodach do salonu i położyła się na kanapie. Od razu usnęła.
Pamiętał to jak dziś. Po zabraniu Abbey załamał
się kompletnie. Zaczął palić, nie szczędził alkoholu oraz innych trunków. Był
przed długi czas wrakiem człowieka. Z ojcem nie umiał się porozumieć już od
dawna, ale wtedy było to jeszcze bardziej niemożliwe. Fakt był trudnym
dzieckiem, ale po wydarzeniach, które go jeszcze bardziej przybiły stał się
kimś nie do zniesienia. Obiecał sobie, że kiedyś ją odnajdzie, nie ważne czy
żywą czy nie. Chciał ją przeprosić i powiedzieć jak bardzo ją kocha. Miał tylko
nadzieję, że kiedyś to się spełni. Wierzył w to całym sercem i w chwilach gdy
wątpił już we wszystko tylko to utrzymywało go przy zdrowych zmysłach.
Justin nie lubił się nad sobą użalać. Fakt, że
spodobała mu się Vanessa wcale nie wyklucza, że przestanie szukać jego Abbey.
Kochał ją, ale Nessa bardzo mu ją przypominała. Była prawie idealna, tylko nie
była blondynką. Szatyn był silnym facetem i znał swoją wartość mimo to nie mógł
sprzeciwiać się ludziom dla których pracował. To źle by się dla niego
skończyło, a może inaczej… źle by się skończyło
dla jego rodziny. Na to nic nie mógł poradzić. Wplątał się w coś z czego nie
było już wyjścia.
Całą noc przespał, obudził się wypoczęty i gotów
na trening z Vanessą w Los Angeles. Cieszył się, że znów z nią zatańczy.
Wspaniale się ruszała a przy tym wyglądała bardzo seksownie. Nie mógł
zaprzeczyć, że kilka razy spojrzał jej się na tyłek czy piersi. Była bardzo
pociągająca. Chyba nie tylko dla niego. Chwilę później otrząsnął się z transu,
w który wpadł i sprawdził godzinę na swojej komórce. Była ósma rano, ale on już
się wyspał. Podniósł się z łóżka i podszedł do szafy gdzie wyciągnął jakieś
jeansy i biały podkoszulek. Wziął szybki prysznic po czym ubrał się i ułożył
włosy tak jak zawsze. Psiknął się swoją wodą kolońską i udał się do kuchni by
zrobić sobie śniadanie. Po drodze zauważył drobną postać leżącą na kanapie. To
była Vanessa, leżała skulona w kłębek na kanapie. Co jej odbiło by spać na kanapie? Pomyślał i podszedł do niej a po
chwili wziął ją na ręce i zaniósł do jej pokoju. Delikatnie położył ją na łóżku
i przykrył kołdrą. Walczył z chęcią pocałowania jej pięknych różowych ust, ale
chwila… nie mógł sobie na to pozwolić. Opuścił jej pokój zanim zrobił coś niedozwolonego
i wrócił do kuchni. Zjadł śniadanie nie śpiesząc się. Chwilę później w kuchni
pojawiła się czerwonowłosa.
- Jak znalazłam się w pokoju? – zapytała całkowicie
pewna, że Justin będzie znał odpowiedź.
- Zaniosłem Cię, co Ci strzeliło do głowy żeby
spać na kanapie? – zapytał odstawiając talerz do zmywarki.
- Nie mogłam zasnąć w łóżku. – westchnęła i
wskoczyła na blat szafki. – Chwila.. zaniosłeś mnie? – spojrzała na niego
zaskoczona. – A Twoje ramię?
- Nie jest tak źle. Żyję. – posłał jej lekki
uśmiech.
- Dziękuję. – odezwała się spuszczając głowę.
Nie wiedziała co teraz zrobić. Jakoś było jej niezręcznie.
- Jest dziewiąta, o dziesiątej będę czekać w
samochodzie. – puścił jej oczko i wyszedł z kuchni a potem z domu. Usłyszała
tylko dźwięk zamykanych drzwi. Gdzie on
poszedł? Zadała sobie pytanie. Była bardzo ciekawska, ale w sumie… nie była
nim aż tak zainteresowana. Był przystojny, ale nie w jej typie. Ta wmawiaj sobie idiotko.
- Jestem bipolarna… - mruknęła do siebie po czym
zeskoczyła z blatu i ruszyła do swojego pokoju. Naszykowała sobie jakieś
ubrania i poszła do łazienki. Zapowiadał się dziwaczny dzień.
Wyszedł z domu nie wiedząc tak naprawdę
dlaczego. Nie chciał siedzieć z nią w kuchni w tej niezręcznej ciszy. Nie
chciał też zaczynać tematu, bo wiedział, że szybko zwróci się to do pytań o
wczoraj. Nie był to wymarzony temat do rozmów.
Przechadzał się chodnikami Calabasas, kilka razy
minął park gdzie bawiły się dzieci aż w końcu wrócił do domu i spakował rzeczy
na dzisiejszy trening. Wziął kluczyki i zszedł po schodach. Przy drzwiach
samochodu czekała już na niego Vanessa. Przebrana i uśmiechnięta opierała się o
karoserię.
- Spóźniłeś się pięć minut.
- Ale powiedz… udało mi się to bardzo stylowo. –
puścił jej oczko i otworzył auto pilotem. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem po
czym wsiadła do pojazdu wcześniej wrzucając torbę na tylne siedzenie.
*
I jak? :)