Łączna liczba wyświetleń

3.05.2013

7th


Chwilę niezręcznej ciszy przerwał przedwczesny powrót Elle oraz Bruce’a. Znowu pokłócili się o jakąś błahostkę, co tym razem było Justinowi bardzo na rękę. Spokojnie mógł zostawić zdezorientowaną dziewczynę w towarzystwie dwójki dorosłych nie obawiając się o jej bezpieczeństwo. Sam zgarnął kluczyki oraz Paul’a i opuścił domostwo.
- No dobra, to teraz gadaj. – powiedział Paul.
- To skomplikowane. – odpowiedział wymijająco. Zaczynało mu być wstyd, że tyle osób pogrążył.
- Zrozumiem, spokojnie. – wsiadł do czarnego Range Rover’a Justin’a i zapiął pas. Szatyn zrobił to samo. Odpalił pojazd i odjechał spod domu. Wszystko działo się bardzo szybko. Justin gubił się w tym wszystkim. Z jednej strony chciał to zakończyć a z drugiej… bał się, że gdy to zrobi skrzywdzą jego bliskich. – Powiesz mi w końcu?
Oprzytomniał. Jakby wybudził się z „transu” i zjechał na pobocze. Zgasił silnik powodując, że auto zgasło i spojrzał na kumpla.
- Tak bardzo mi ją przypomina. Nie sądziłem, że do tego dojdzie.
- Musisz jej wszystko powiedzieć.
- Nie… nie mogę. Jak jej powiem to się wystraszy i wróci do ojca. Nie chcę żeby się mnie bała. Prędzej czy później musieli zrobić najazd na chatę.
- Odwieź mnie do domu. Dziś nocuję u Cambrii. – tak jak powiedział tak Justin zrobił. Kilka ulic dalej mieszkała dziewczyna Paul’a i dobra koleżanka Justina. Gdy odstawił chłopaka sam wrócił do domu. Gdy wszedł do środka na schodach siedziała Vanessa i wpatrywała się w drewniane drzwi.
- Wytłumacz mi to.
- Jest już późno. – mówił spoglądając na zegarek. – Nie powinnaś już spać? Jutro mamy zajęcia w LA. – to co powiedziała puścił mimo uszu. Nie chce jej nic mówić, nie teraz.
- Jesteś dziwny. Znam Cię zaledwie kilka dni… i nie wiem czy wytrzymam do stycznia. – wstała i pobiegła do swojego pokoju. Zdziwiła go jej reakcja. Nie tego się spodziewał.

Weszła do pokoju i trzasnęła drzwiami. Nie była na niego zła, ale nie lubiła tajemnic. Zawsze miała obojętny stosunek do kogoś kogo znała krótko. On był jednak inny. Biło od niego pewne ciepło, które ona wyczuła już pierwszego dnia tutaj. Przez chwilę nawet przemknęła jej myśl, że mogłaby tutaj zamieszkać na stałe. Ojciec ma kobietę „swojego życia” jak to ujął więc dałby sobie radę bez niej. Ona byłaby szczęśliwa będąc tutaj, ale z drugiej strony… tam ma przyjaciół.
Zmęczona dniem zgarnęła piżamę i wyszła z pokoju kierując się do łazienki. Otworzyła drzwi i zamknęła je, gdy się odwróciła poczuła falę gorąca, która oblała jej ciało. Przed nią stał Justin z obwiązanym ręcznikiem w pasie. Cofnęła się i wpadła na drzwi. Poczuła jak jej twarz przybiera kolor czerwony.
 - Przepraszam nie wiedziałam, że bierzesz prysznic. – wpatrywał się w nią przez chwilę. Wyglądała tak uroczo z tymi czerwonymi rumieńcami. Szybko jednak wyszła zostawiając go samego. Zaśmiał się cicho i drugim ręcznikiem wytarł jeszcze raz włosy. Założył czystą bieliznę oraz spodenki, w których zawsze spał i wyszedł z łazienki.
- Nic się nie stało. – powiedział gdy ta próbowała znów coś powiedzieć. Dalej była czerwona, wyglądała pięknie. Ona zawstydzona weszła do łazienki i zakluczyła drzwi. Odetchnęła z ulgą i podeszła do lustra. Spojrzała w odbicie i lekko się uśmiechnęła. Była podekscytowana na jutrzejszy dzień, pomimo tego co dziś się wydarzyło była naprawdę podekscytowana. Znów zatańczy z Justinem.
Wszedł do pokoju i zmęczony położył się do łóżka. Wiedział, że i tak nie zaśnie choćby nie wiadomo jak wyczerpany by był. Miał za dużo myśli… co chwile jakieś nowe spekulacje co do tego wszystkiego. Nie chciał popełnić tego samego błędu. Nie z dziewczyną, która przypominała mu bardzo swoją ukochaną. Za dużo wtedy poświęcił. Abbey była dla niego szansą na lepszą przyszłość, niestety. Jedno małe spotkanie zupełnie przez przypadek zamieniło się w piekło. Zabrali ją.
Szybki prysznic orzeźwił ją i postawił do pionu. Umyła starannie włosy i z ręcznikiem na głowie wyszła z łazienki wcześniej wsuwając puchate kapcie na gołe stopy. Jej mama już dawno spała więc po cichu zeszła po schodach i skierowała się do kuchni. Zapaliła światło i podeszła do lodówki otwierając ją po chwili.
- Uwielbiam twoje nogi. – podskoczyła ze strachu i odwróciła się. O framugę stał oparty Justin z lekkim uśmiechem na ustach. Miała na sobie krótkie spodenki i niedługą koszulkę na ramiączkach. Jej długie i zgrabne nogi podobały się wielu facetom. Nie odezwała się ani słowem. Wpatrywała się w szatyna bardzo uważnie. Nie wiedziała do czego zmierza. – Wiesz… przypominasz mi kogoś. – powiedział podchodząc do niej bliżej. Był bez koszulki co bardzo rozpraszało dziewczynę. Nie wiedziała co zrobić wpatrywała się na zmianę to w jego oczy, to w jego klatkę piersiową. Gdy ponownie spojrzała w jego oczy stał już na tyle blisko, że stykali się swoimi ciałami. Była od niego niższa o głowę, nachylił się nad nią po czym na swoje usta przybrał ten doskonale jej znany cwaniacki uśmieszek. Wyciągnął rękę w stronę trzymającego przez czerwonowłosą kartoniku z sokiem i nalał jego zawartość do dwóch szklanek.  Ukradkiem spojrzał na dziewczynę, stała nieruchomo i wciąż wpatrywała się w Justina. Zaśmiał się pod nosem i podał jej szklankę. – Dobranoc. – rzucił i ruszył w stronę swojego pokoju.
Vanessa nie wiedziała do końca co się stało, czy dobrze usłyszała? Co miał na myśli? Z tymi pytaniami wróciła do pokoju i położyła się spać. Jednak nie tak łatwo przyszedł jej sen. Wierciła się, albo było jej za gorąco, albo za zimno. Łóżko wydawało się niewygodne, a poduszka była za twarda. Poirytowana wstała i wyszła na palcach z pokoju. Zeszła po schodach do salonu i położyła się na kanapie. Od razu usnęła.
Pamiętał to jak dziś. Po zabraniu Abbey załamał się kompletnie. Zaczął palić, nie szczędził alkoholu oraz innych trunków. Był przed długi czas wrakiem człowieka. Z ojcem nie umiał się porozumieć już od dawna, ale wtedy było to jeszcze bardziej niemożliwe. Fakt był trudnym dzieckiem, ale po wydarzeniach, które go jeszcze bardziej przybiły stał się kimś nie do zniesienia. Obiecał sobie, że kiedyś ją odnajdzie, nie ważne czy żywą czy nie. Chciał ją przeprosić i powiedzieć jak bardzo ją kocha. Miał tylko nadzieję, że kiedyś to się spełni. Wierzył w to całym sercem i w chwilach gdy wątpił już we wszystko tylko to utrzymywało go przy zdrowych zmysłach.
Justin nie lubił się nad sobą użalać. Fakt, że spodobała mu się Vanessa wcale nie wyklucza, że przestanie szukać jego Abbey. Kochał ją, ale Nessa bardzo mu ją przypominała. Była prawie idealna, tylko nie była blondynką. Szatyn był silnym facetem i znał swoją wartość mimo to nie mógł sprzeciwiać się ludziom dla których pracował. To źle by się dla niego skończyło, a może inaczej… źle  by się skończyło dla jego rodziny. Na to nic nie mógł poradzić. Wplątał się w coś z czego nie było już wyjścia.
Całą noc przespał, obudził się wypoczęty i gotów na trening z Vanessą w Los Angeles. Cieszył się, że znów z nią zatańczy. Wspaniale się ruszała a przy tym wyglądała bardzo seksownie. Nie mógł zaprzeczyć, że kilka razy spojrzał jej się na tyłek czy piersi. Była bardzo pociągająca. Chyba nie tylko dla niego. Chwilę później otrząsnął się z transu, w który wpadł i sprawdził godzinę na swojej komórce. Była ósma rano, ale on już się wyspał. Podniósł się z łóżka i podszedł do szafy gdzie wyciągnął jakieś jeansy i biały podkoszulek. Wziął szybki prysznic po czym ubrał się i ułożył włosy tak jak zawsze. Psiknął się swoją wodą kolońską i udał się do kuchni by zrobić sobie śniadanie. Po drodze zauważył drobną postać leżącą na kanapie. To była Vanessa, leżała skulona w kłębek na kanapie. Co jej odbiło by spać na kanapie? Pomyślał i podszedł do niej a po chwili wziął ją na ręce i zaniósł do jej pokoju. Delikatnie położył ją na łóżku i przykrył kołdrą. Walczył z chęcią pocałowania jej pięknych różowych ust, ale chwila… nie mógł sobie na to pozwolić. Opuścił jej pokój zanim zrobił coś niedozwolonego i wrócił do kuchni. Zjadł śniadanie nie śpiesząc się. Chwilę później w kuchni pojawiła się czerwonowłosa.
- Jak znalazłam się w pokoju? – zapytała całkowicie pewna, że Justin będzie znał odpowiedź.
- Zaniosłem Cię, co Ci strzeliło do głowy żeby spać na kanapie? – zapytał odstawiając talerz do zmywarki.
- Nie mogłam zasnąć w łóżku. – westchnęła i wskoczyła na blat szafki. – Chwila.. zaniosłeś mnie? – spojrzała na niego zaskoczona. – A Twoje ramię?
- Nie jest tak źle. Żyję. – posłał jej lekki uśmiech.
- Dziękuję. – odezwała się spuszczając głowę. Nie wiedziała co teraz zrobić. Jakoś było jej niezręcznie.
- Jest dziewiąta, o dziesiątej będę czekać w samochodzie. – puścił jej oczko i wyszedł z kuchni a potem z domu. Usłyszała tylko dźwięk zamykanych drzwi. Gdzie on poszedł? Zadała sobie pytanie. Była bardzo ciekawska, ale w sumie… nie była nim aż tak zainteresowana. Był przystojny, ale nie w jej typie. Ta wmawiaj sobie idiotko.
- Jestem bipolarna… - mruknęła do siebie po czym zeskoczyła z blatu i ruszyła do swojego pokoju. Naszykowała sobie jakieś ubrania i poszła do łazienki. Zapowiadał się dziwaczny dzień.
Wyszedł z domu nie wiedząc tak naprawdę dlaczego. Nie chciał siedzieć z nią w kuchni w tej niezręcznej ciszy. Nie chciał też zaczynać tematu, bo wiedział, że szybko zwróci się to do pytań o wczoraj. Nie był to wymarzony temat do rozmów.
Przechadzał się chodnikami Calabasas, kilka razy minął park gdzie bawiły się dzieci aż w końcu wrócił do domu i spakował rzeczy na dzisiejszy trening. Wziął kluczyki i zszedł po schodach. Przy drzwiach samochodu czekała już na niego Vanessa. Przebrana i uśmiechnięta opierała się o karoserię.
- Spóźniłeś się pięć minut.
- Ale powiedz… udało mi się to bardzo stylowo. – puścił jej oczko i otworzył auto pilotem. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem po czym wsiadła do pojazdu wcześniej wrzucając torbę na tylne siedzenie. 

*

I jak? :)